O zgrabnej figurze i zdrowym rozsądku

Temat jak rzeka. Walczą w tej tematycznej rzece dwa silne, skrajne nurty. Jeden, że żyje się po to, by jeść.  Drugi, że pije i  je  się tylko tyle, by żyć. Trudno będzie nam skrajności te pogodzić. Jedzenie jawi się więc tutaj jako problem poważny, wręcz egzystencjalny. Chyba słusznie. Czy jedzenie jest życia esencją? Czy też jedną z przyjemności naszej egzystencji.? Co wybrać? Jak żyć, by dbając o smukłość kształtów, nie tracić z oczu – czy raczej z języka - tej niewatpliwej życia osłody? 

Kiedy patrząc na siebie lustrze, zaczynamy myśleć , że mamy jakiś problem z jedzeniem, oznacza to pojawienie się u nas  obiawów  lustrzycy albo bocznicy. Wyjaśnienie. Lustrzyca - to co poniżej brzucha widzimy tylko w lustrze. Bocznica – przez węższe drzwi możemy wejść tylko bokiem. Jeżeli dopadła nas któraś z powyższych przypadłości, powinniśmy wezwać na pomoc zdrowy rozsądek. W tym wypadku nie będzie to wcale takie łatwe, gdyż łącze na linii : nasz żołądek - nasze mózgowie jest bardzo wolne i informacja dochodzi dopiero po dwudziestu minutach.

Bogatsi o tą wiedzę, przed zasadniczym porannym jedzonkiem, wlewamy w nasz narząd trawienny szklaneczkę wody / broń Boże nie ognistej /, a następnie przegryzamy małym conieco, przygotowując powoli zasadniczą , choć nieco zmniejszoną, porcję śniadanka. Spożywamy spokojnie, słuchając pogodnej prognozy pogody podawanej przez nasze ulubione radio. Następnie gorąca, czarna, mocna i ... niezbyt słodka /zamiast łyżki tylko cukru łyżeczka/ kawka lub herbatka kończy nasz królewski posiłek. Pamiętajmy! Śniadanie królewskie! 

 Za dobre sprawowanie przy śniadanku (okiełznaliśmy - przynajmniej chwilowo - nasz nadzwyczajny apetyt) obiecujemy sobie przyjemność w postaci drugiego śniadanka, czyli kanapeczki z czymś ulubionym, jakiegoś drobiażdżku owocowego i pełnej filiżaneczki. Kanapeczki, powtarzam, drobiażdżku, a nie tłustej i majonezem ociekającej k a n a p y !... brrry! 

Przychodzi czas na obiadek. Pamiętajmy, obiad żebraczy. Nie zapominając o wolnym przepływie informacji na linii; mózg – żołądek, znów zaczynamy od naszego sposobu ze szklaneczką wody  na chwilowe oszukanie naszego żołądkowego "jamochłonu". Następnie mała przekąska i duchowa biesiada z przyjaciółmi. Potem chochelka, powtarzam,      c h o c h e l k a  zupy zamiast zwyczajowej chochli. Sporą część drugiego dania odstępujemy żebrzącemu współbiesiadnikowi, spłacającemu właśnie kredyt mieszkaniowy we frankach. Lekka głodówka (odstąpiliśmy tylko część obiadku! ) przedłuży mu życie.  Zyska więc honorową szansę spłaty całego zadłużenia. Rząd Szwajcarii będzie nam za ten szlachetny uczynek dozgonnie wdzięczny.

Malutki deserek i conieco w filiżaneczce, lub szkle, na finał obiadowej uczty nie zaszkodzi.

Obiadową dobroczynność wobec bliźnich nagródźmy sobie ( bo któż nas nagrodzi, jak nie my sami) uroczym podwieczorkiem. Pamiętajmy; podwieczorek spożywamy pod wieczór ( czytaj: przed wieczorem). Zaś z kolacji, którą obowiazkowo oddajemy do najbliższego schroniska Brata Alberta, zostawiamy sobie i spożywamy tylko jakieś jabłuszko, kefireczek, kilka śliweczek lub podobny smakowity klejnocik. Nie zapominając o konkretnej płynu szklaneczce.

I tak wzmocnieni, z lekkim sumieniem i żołądkiem, z ciążącą do poduchy głową, zasypiamy śniąc o otwartych drzwiach do babcinej pełnej spiżarni.

Bloguje Sonia Baran
Sonia Baran
EnglishFrenchGermanItalianPortugueseRussianSpanish